Strona główna Nasze opowiadania
Kolejne święta
Wpisany przez Daria, Padew   
sobota, 01 grudnia 2012 17:10

Na białej kołderce śniegu widnieją odciśnięte ślady butów, a obok małych bucików. Puch skrzypi pod podeszwami ciesząc się, że za kilka dni Boże Narodzenie.
Wysoka, piękna kobieta powoli otwiera bramę cmentarną. To Lena. Już czwarty raz spędzi te święta jako wdowa. Kurczowo trzyma za rękę małego chłopczyka. Nie tylko imię odziedziczył po ojcu. Jest tak podobny do Janka!
- Mamusiu! A po cio my tu idziemy? - sepleni.
- Zaraz zobaczysz - szepcze. Lena ociera łzę, która spłynęła jej na policzek.
Co rok powstrzymywała się od zabierania Jasia na grób jego ojca. Oczywiście opowiedziała synowi, że "tatuś nie żyje, zginął, ale jest w niebie i
obserwuje". Uważała jednak, że sam widok mogiły byłby zbyt ciężki dla małego dziecka. To Wanda namówiła ją na to. Jej droga przyjaciółka! Oczywiście nie widywały się. Mieszkała teraz z Bronkiem i małą Helenką w Ameryce. Na szczęście jednak mogły do siebie korespondować.
Właśnie zza dużego grobowca wyłonił się mały drewniany krzyż. Właśnie tam, pod tą ośnieżoną kołderką spoczywał jej ukochany polski żołnierz.
- Wiesz Jasiu? - powiedziała cicho - tutaj teraz jest twój tatuś. Nie widzisz go, ale on ciebie tak. Możesz mu coś powiedzieć wiesz?
Mały chłopiec zaaferowany tą sytuacją popatrzył szeroko otwartymi oczami na grób i powiedział oficjalnym tonem:
- Mam na imię Jaś i mam ćtely lata.
Blady uśmiech przemknął przez twarz Leny.
- Powiedz coś jeszcze. - poprosiła.
Malec nabrał więc tchu i zaseplenił:
- Mamusia baldzio tęskni i ja teś. Tatusiu.
Lena popatrzyła ze wzruszeniem na dziecko. W tych krótkich, prostych słowach oddał jej całe uczucia. Przytuliła mocno syna i powiedziała:
- Chodźmy już dobrze? Chciałeś przecież jeszcze pójść do parku żeby ulepić bałwanka.
Jasio skinął głową i wziął mamę za rękę.
To był 22 grudnia 1949r.
Kolejny rok bez Janka, ale pierwszy dzień nowego życia.

*

- Wiktoria? Jesteś tu? - Zapytał Władek.
Nikt nie odpowiedział. W ciemnym pokoiku na wąskim łóżku siedziała ona. Już nie Ruda. Od dawna nią nie była. Teraz, gdy od kilku lat była żoną Władka jej życie wyglądało całkiem inaczej. Każdego dnia żyła dla męża i trzyletniej Marysi. Każdego dnia czuła się choć trochę bardziej spełniona. Lecz dziś, na dwa dni przed Wigilią poczuła się zbyt mała jak na ten świat. Nieznacząca.
Władek wszedł bez pytania. Cicho usiadł przy żonie i wziął jej twarz w dłonie.
- Hej, księżniczko, uśmiech proszę, co się dzieje?
Wiktoria uśmiechnęła się blado, jakby na rozkaz. Pociągnęła nosem i powiedziała głosem schrypniętym od płaczu:
- Dlaczego była wojna? Dlaczego tyle ludzi umarło?
Te pytania było tak naiwne, zbyt niemądre jak dla dorosłej osoby, ale mieścił się w nich cały żal jaki miała w sercu.
Władek westchnął cicho. Od lat zadawał sobie to samo. Odparł jednak:
- Taka jest kolej rzeczy księżniczko. Czasu nie można cofnąć ani powstrzymać. Życie toczy się dalej pomimo wszystko. I zapamiętaj kochanie - cokolwiek by się nie stało mamy siebie i Marysię. Wokół nas są przyjaciele. Za dwa dni Wigilia. Jak chcesz to zaprosimy Lenkę z dzieckiem. Nie jesteś sama.
Wiktoria uważnie słuchała słów męża. Wszystko było prawdą. W jednej chwili, tylko dzięki Władkowi, poczuła się lekka, lekka jak śnieg. Wstała i szepnęła z uśmiechem:
- Chodź do kuchni. Pomożemy robić mamie i Marysi ozdoby na choinkę.
I w tym momencie przez głowę przeleciała jej krótka myśl: "Magia świąt, czy pomoc aniołów?".

*

W Ameryce już od 1 grudnia sklepy zaczynały przypominać o świętach, chociaż nie było śniegu. Ale w małym domku, na obrzeżach miasta dopiero teraz czuć było tę swoistą atmosferę. Wanda krzątała się w kuchni podśpiewując pod nosem "Cichą noc". Z salonu dobiegał głos Bronka:
- "a teraz wiążesz supełek"
Kobieta uśmiechnęła się. "Za kogo ja wyszłam. To duże dziecko.", przemknęło jej przez myśl.
Bronek uczył wiązać Helenkę kokardki, chociaż miała dopiero cztery latka! Zwykle kończyło się to złością małej, a "tatuńcio" zaczynał swoje wygłupy aby rozśmieszyć córeczkę.
Bardzo cicho, tak aby jej nie widzieli stanęła w drzwiach. Bronek przewracał się ciągle, co u Helenki wywoływało piski śmiechu.
- Mógłbyś dorosnąć wreszcie! - Powiedziała nagle.
Mężczyzna podniósł się jak na komendę z ziemi i objął żonę.
- Raczej to się tak prędko nie stanie. W końcu muszę jakoś zabawiać Helenkę.
Wanda uśmiechnęła się tajemniczo i powiedziała:
- Za niedługo będziesz musiał rozbawiać kolejne dziecko.
"Kolejne święta, kolejne dziecko, kolejna radość" - pomyślała.


Autor: Zadumana_13

 
Życie za życie
Wpisany przez Kasiax   
sobota, 25 sierpnia 2012 17:02

Życie za życie

- Wyprowadzić! - Obersturmführer Lars Rainer odchylił się na krześle przymykając oczy. Nie był dziś w nastroju do przesłuchiwania. Ta kobieta i tak nic nie powie, patrzy tylko tymi swoimi ogromnymi przerażonymi oczami i dopytuje o dziecko. Dostała przecież wybór, zeznania w zamian za zobaczenie dziecka. Ona jednak z uporem woli powtarzać, że nic nie wie i pytać o dziecko. Dziś nawet nie zdążyła zapytać o dziecko.
Małe to się takie urodziło, cherlawe, on z dziećmi wojny nie prowadzi, więc dziecko zostało oddane w dobre ręce. Ale ona nie musi o tym wiedzieć.

 
<< pierwsza < poprzednia 21 22 23 24 25 26 27 następna > ostatnia >>

Strona 26 z 27

Czas Honoru Czas Honoru

Ankieta

Czy Twoim zdaniem, serial przyczynił się przywrócenia pamięci o cichociemnych oraz żołnierzach wyklętych?
 

Z planu serii "Powstanie"

Wyszukaj na stronie

Ostatnie komentarze